Real Madryt po kolejnej porażce z Szachtarem musiał szybko wrócić myślami na krajowe podwórko, podobnie jak Sevilla zdeklasowana przez Chelsea wynikiem 0:4. Jedyny gol, który obejrzeliśmy w teoretycznie hitowym spotkaniu La Ligi, padł po błędzie bramkarza gospodarzy.
GRALI JAK W LIDZE MISTRZÓW
…czyli bardzo słabo. Mogłoby się wydawać, że po spotkaniu Sevilli z Realem Madryt powinniśmy spodziewać się pięknych akcji, efektownych bramek i zwrotów akcji. Niestety widzowie byli mocno zawiedzeni – oba zespoły ewidentnie nie pozbierały się jeszcze po międzynarodowych blamażach i mecz stał na niezbyt wysokim poziomie. Kwintesencją poczynań w pierwszej połowie było kuriozalne pudło Viniciusa Juniora, który nie trafił do pustej bramki. „Królewscy” powinni po tej sytuacji prowadzić, ale na tablicy wyników pozostało 0:0.
Poza tym niewiele działo się do przerwy. Do szatni zawodnicy schodzili z bezbramkowym remisem i zdecydowanie musieli zastanowić się nad poprawą stylu gry, który nie przynosił żadnych dobrych okazji.
REAL SKORZYSTAŁ Z PREZENTU
Niedługo po powocie na murawę do siatki trafił Brazylijczyk, który zrekompensował się za fatalne pudło z pierwszej odsłony. Ogromną rolę odegrała jednak beznadziejna postawa golkipera gospodarzy, Bono.
Niestety nieudana interwencja Marokańczyka w ostatecznym rozrachunku kosztowała Sevillę trzy punkty, a Zinedine Zidane może odetchnąć z ulgą, gdyż jego posada wisi na włosku. Jeśli mistrz Hiszpanii nie zdoła awansować do kolejnej fazy Ligi Mistrzów, najprawdopodobniej klub rozstanie się z Francuzem.