Lech Poznań oficjalnie weźmie udział w fazie grupowej Ligi Europy. Tego sukcesu nie udało się powtórzyć warszawskiej Legii. Tym samym zakończył się etap eliminacji do tegorocznych rozgrywek europejskich.
SZCZĘŚCIE I JAKOŚĆ
Przed meczami polskich klubów wydawało się, że trudniejsze zadanie ma przed sobą drużyna z Poznania. Charleroi świetnie weszło w nowy sezon, mając na swoim koncie 19 punktów po 7 kolejkach w mocnej lidze belgijskiej. Na początku spotkania obie drużyny postraszyły się wzajemnie kilkoma niezłymi akcjami, ale brakowało konkretów i skuteczności. Z czasem rozkręcili się gospodarze, którzy zaczęli mocno naciskać na defensywę polskiego klubu, jednak szczęśliwie dla poznaniaków udało im się wyjść na prowadzenie. Dani Ramirez oddał strzał, który po rykoszecie zmienił tor lotu i wylądował w bramce Belgów. Ci odpowiedzieli kilkoma składnymi akcjami, a w jednej z sytuacji piłka odbiła się od słupka. Ponownie jednak szczęście dopisało gościom – silne uderzenie Puchacza i nie najlepsza interwencja Penneteau’a poskutkowały podniesieniem rezultatu do 2:0 dla polskiego zespołu. Do przerwy schodzili ze świetną zaliczką.
UTRZYMALI DO KOŃCA
Początek drugiej połowy był nerwowy – na niedługo po wejściu na boisko rzut karny otrzymał zespół Charleroi, jednak świetną interwencją popisał się Bednarek. Kilka minut później gospodarze strzelili kontaktową bramkę po uderzeniu Falla. Na domiar złego czerwoną kartkę otrzymał Satka, ale gościom udało się utrzymać korzystny wynik. Dariusz Żuraw postawił po raz kolejny na połączenie doświadczenia z młodością, a piłkarze odpłacili mu się doskonałą grą. Lech melduje się w fazie grupowej Lidze Europy.
LEGIA ZAWIODŁA
Zupełnie odmiennie zaprezentowali się mistrzowie Polski. Stawiani w roli faworytów, po raz kolejny na Łazienkowskiej, byli pewni swoich możliwości. Niestety rzeczywistość brutalnie zweryfikowała Legię. Już przed meczem kibice mogli być zaskoczeni wyborami personalnymi Czesława Michniewicza, który na ławce posadził Luqinhasa, Karbownika czy Wszołka, posyłając do gry Lopesa i Kapustkę. Takie zestawienie „nie zagrało”, a stołeczna drużyna od pierwszych minut spotkania musiała przyjąć defensywną postawę. Qarabag raz po raz konstruował kolejne udane akcje, a przed stratą gola drużynę ratował Boruc. Wszystko jednak wskazywało na to, że wkrótce będziemy świadkami gola dla Azerów. Legia wytrzymała napór jedynie do przerwy. Po niej rozpoczęła się strzelanina gości. Gole zdobywali Andrade, Zoubir i Ozobic, a końcowy wynik zatrzymał się na 3:0. W międzyczasie podopieczni Michniewicza stworzyli kilka sytuacji, jednak nie udało im się skutecznie wykorzystać ani jednej z nich. Miało być pięknie, skończyło się jak zwykle – można by rzec. Dariusz Mioduski może coraz bardziej obawiać się o swoją posadę, bo to nie pierwszy już europejski blamaż za jego rządów. A sama Legia może teraz… skupić się na Ekstraklasie, w której po 4 spotkaniach zgromadziła jedynie 6 oczek.