Pobierz aplikację betfan na telefon
Czy ktokolwiek w Lechu zna się na piłce?

We wtorek decyzją klubu z Lecha zwolniony został Dariusz Żuraw. Więcej o tej decyzji w tekście mojego kolegi redakcyjnego w TYM miejscu. Ja natomiast chciałbym się skupić na sytuacji w klubie. Warto zaznaczyć, że na 99,9% od poniedziałku trenerem Lecha zostanie Maciej Skorża.

Powrót do przeszłości

Cofnijmy się do roku 2015. Trenerem Lecha jest Maciej Skorża, który właśnie po pięciu latach od ostatniego mistrzostwa Kolejorza wygrywa z nim Ekstraklasę. Skorża od zawsze miał fioła na punkcie wejścia do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Drużyna z Poznania w 3. rundzie eliminacji trafia na FC Basel, z którym ostatecznie przegrywa w dwumeczu i odpada. Mówi się, że po pierwszym meczu, w którym Tomasz Kędziora otrzymał czerwoną kartkę i sprokurował karnego, Maciej Skorża tak zrugał swojego zawodnika w szatni, że ten miał aż łzy w oczach. Podobno Kędziora usłyszał, że niszczy marzenia trenera. Od tamtego momentu gra Lecha zaczęła się psuć, kibice twierdzili, że zawodnicy grają na zwolnienie trenera. W końcu Piotr Rutkowski musiał z wielkim trudem zrezygnować z usług Macieja Skorży. Z wielkim trudem, ponieważ Skorża to trener, którego już od czasów, gdy ten prowadził Amice Wronki, rodzina Rutkowskich upatrzyła sobie jako szkoleniowca Lecha na lata.

Po zwolnieniu z Lecha przyszedł czas na Pogoń Szczecin, gdzie kompletnie mu nie poszło. Wina została zrzucona na piłkarzy, którzy nie mieli ambicji, aby walczyć o mistrzostwo a jak sam trener zaznacza, dla niego zawsze liczą się tylko trofea. Po Szczecinie było kilka lat z młodzieżową reprezentacją ZEA. Teraz czeka nas powrót. Powrót, z którego jako kibic Lecha się cieszę. Poza momentami, w których wpadał w szał to przede wszystkim świetny motywator. Podobno Maciej Skorża czas wolny przeznaczył na kursy relacji międzyludzkich oraz mógł przyjrzeć się całej polskiej piłce z boku na spokojnie, mając szerszą perspektywę. Zanim zgłosił się po niego Lech, był na rozmowach w Śląsku Wrocław, gdzie wypadł bardzo dobrze i zarząd Śląska, był gotowy podpisać z nim kontrakt, jednak wtedy właśnie dostał telefon z Lecha i trener podziękował za zainteresowanie we Wrocławiu.

Nielogiczna decyzja goni nielogiczną decyzję

Chciałbym się jednak w tym tekście skupić, na tym co działo się po zwolnieniu Skorży w 2015 roku i na ludziach niekompetentnych do swojej pracy. W 2015 roku do Lecha na ławkę trenerską przyszedł Jan Urban. Poprowadził Lecha w 49. meczach. Wybór kompletnie nietrafiony a sam Urban bardziej został zapamiętany ze swoich wesołych konferencji prasowych, a nie stylu jego drużyny. Jeden z najbardziej bezbarwnych momentów Kolejorza w ostatnich latach mimo pokonania Fiorentiny (którą prowadził Paulo Sousa, obecny selekcjoner reprezentacji Polski) w fazie grupowej Ligi Europy. Następnie przyszedł Bielica. Wszystko wydawało się, że zmierza w dobrym kierunku do czasu koncertowego zaprzepaszczenia końcówki sezonu 2017/ 2018 i braku mistrzowskiego tytułu. Bjelica chociaż, był jednym z najlepszych trenerów ostatnich lat w Polsce, musiał po czymś takim odejść. Jednak zwolnienie go przed dwoma ostatnimi meczami (jeszcze były matematyczne szanse na tytuł) było decyzją, którą zarząd się ośmieszył. To nie pierwsza i nie ostatnia taka decyzja. Jeszcze większym ośmieszeniem było zatrudnienie na te dwa mecze trio Araszkiewicz-Rząsa-Ulatowski. Następnie nastąpiła ikoniczna już konferencja, na której podczas prezentacji legendy Lecha Ivana Djurdjevica jako nowego trenera Piotr Rutkowski użył słów, że się nigdy nie podda i z Ivanem pójdzie ramie w ramie. I tak szedł… przez 22 mecze. Przy kryzysie zasłonięto się szanowaną osobą Djurdjevicia, a następnie go pogoniono bez żalu. Kolejną ośmieszającą decyzją było podpisanie ogromnego jak na polskie warunki kontraktu z Nawałką, wiedząc jakie są jego metody i styl niepasujący do Lecha, a następnie się dziwiono, dlaczego ten styl nie pasuje i były selekcjoner wytrzymał 11 meczów.

Czas Żurawia

Po Adamie Nawałce wrócono do koncepcji trenera-wychowanka i zatrudniono Dariusza Żurawia, trenera, który wcześniej nie poradził sobie w klubie pierwszej ligi, po czym trafił do rezerw Lecha i po 22. meczach został trenerem pierwszej drużyny. Drużyny, która powinna co roku walczyć o mistrzostwo Polski. Dopóki Żurawia otaczali znający się na piłce i mający Lecha w sercu Dariusz Skrzypczak i Karol Bartkowiak a styl, jakim chciał grać trener, był czymś nowym to Lech grał dobrze. Na tyle dobrze, że awansował do europejskich pucharów. Żuraw nie mógł się dogadać ze swoimi asystentami, więc dostał nowych. Tak jak do Janusza Góry podchodzę z szacunkiem, bo jakieś doświadczenie w Austrii zdobył, tak drugi asystent Dariusz Dudka to, jak możemy usłyszeć człowiek, nieznający się na tym co robi. Styl gry Żurawia był jednowymiarowy i gdy tylko trenerzy w Ekstraklasie go rozpracowali, na wierzch wyszedł brak elastyczności i kompetencji do prowadzenia drużyny na tym poziomie. Hasło ŻurawBall przerodziło się w ŻurawOut i bardzo słusznie. Do dzisiaj nie mogę zrozumieć jak ktoś bez doświadczenia i kompetencji do prowadzenia takiej drużyny jak Lech, został jego trenerem.

Skład zarządzający

Jakby się tak mocniej nad tym zastanowić to w sumie zdziwienie maleje. W końcu ktoś tego Dariusza Żurawia zatrudnił a dokładniej prezesi i dyrektor sportowy. Niekompetentną osobę zatrudniły niekompetentne osoby. Jak inaczej nazwać Tomasza Rząsę piastującego pozycję dyrektora sportowego, który na tej pozycji wcześniej nie podołał w Cracovii? Dyrektor sportowy, który z transferem trafia średnio raz na trzy razy to nie jest odpowiednia osoba, by mogła nim być w takim zespole jak Lech. Zresztą Tomasz Rząsa kolejny raz udowadnia, że na to stanowisko po prostu się nie nadaje. Tego dyrektora sportowego jednak też ktoś wcześniej zatrudnił i tutaj dochodzimy do sedna sprawy.

Wspomniany wcześniej syn właściciela Piotr Rutkowski i Karol Klimczak. Dla tego drugiego liczą się tylko zielone komórki w excelu i wypromowanie wychowanka w celu otrzymania za niego więcej pieniędzy ze sprzedaży równocześnie jest to człowiek, który nie potrafi wykorzystać potencjału, jaki Lech ma w Wielkopolsce i zdobyć sensownych sponsorów. Piotr Rutkowski za to jest prezesem, który dostał od ojca prezent w postaci zarządzania jednym z dwóch największych klubów w Polsce. Piotr Rutkowski 10 lat temu, gdy obejmował swoje stanowisko, nie miał żadnej styczności z prowadzeniem klubu piłkarskiego. Te dwie osoby to twarze wszystkich porażek jak wspomniany wcześniej finisz sezonu 2017/ 2018 czy przegranych finałów Pucharu Polski. To te dwie osoby poza paroma wyjątkami sprowadzili masę zawodników nienadających się do Lecha i wybierali trenerów, jakby kręcili kołem fortuny. Wielu kibiców uważa, że dopóki w klubie będzie rządził Piotr Rutkowski i Karol Klimczak ten nigdy nie osiągnie szczytu możliwości, trudno się dziwić skoro są to postacie, które prowadzenia klubu uczą się od 10 lat na żywym organizmie i wciąż im to nie wychodzi.

Jakie są cele?

Wspomniani prezesi zapewne zaprzeczyliby tym słowom, ale dla kibica takie prowadzenie klubu jak teraz to w sumie bardziej prowadzenie przedsiębiorstwa. Różnica między przedsiębiorstwem a klubem jest taka, że klub powinien być prowadzony, a by osiągnąć cel sportowy, a nie jak jakaś firma być nastawionym na zysk finansowy. To dobrze, że klub jest w stabilnej sytuacji finansowej, ale co z tego skoro gablota jest pusta. Myślę, że każdy kibic wolałby zadłużony klub, który jest w stanie jako tako utrzymać płynność finansową, by funkcjonować (jak Legia Warszawa) i zdobywać co roku mistrzostwo.

Wydaje się, że najlepszą receptą dla Lecha byłoby opuszczenie klubu osób, które nie potrafią robić, tego co mają robić, ale co zrobić jeżeli nad tymi osobami nikt nie ma władzy, a one się nigdy nie poddadzą? Życzę w takim razie sobie i reszcie kibiców Lecha cierpliwości.

Piotr Rutkowski i Karol Klimczak w Lechu są od 2006 roku jednak kiedy to właścicielem został Jacek Rutkowski. Najważniejsze stanowiska od decyzji sportowych w klubie zajmują od 2011 roku.

ZAREJESTRUJ SIĘ W BETFAN!